sobota, 2 listopada 2013

Venus - Eidan?

Spacerowałam dzisiaj Lasem spokoju. Słychać było piękny śpiew ptaków oraz szum drzew, myślałam, że dzisiaj nikt mi nie zakłóci mojej ciszy wewnętrznej i spokojnie będę mogła pomedytować. Położyłam się na trawie i wsłuchiwałam się w spokój, który mnie otaczał. Jednak coś mnie zaniepokoiło, jakby ktoś mnie obserwował... mimo to nie otwierałam oczu i starałam się nie rozpraszać, może ten ktoś zaraz pójdzie. Nagle usłyszałam łamiące się gałązki a po chwili odgłos kopyt, mimo to nadal leżałam i udawałam, że nic nie słyszę.
E: Witaj moja najpiękniejsza. - powiedział cudowny zniewalający i jakże dostojny głos. Wstałam i spojrzałam na tajemniczego przybysza.
V: Eidan? Ale co ty tu? - byłam w szoku.
E: Proszę Cię Venus... odejdź stąd. Wróćmy do Masmegas i zostań moją królową.
V: Nie mogę tam wrócić, nie mogę... - wyszeptałam z opuszczonym łbem. Przypomniały mi się te chwile w Mismagius... chwile z Monetto.
E: Chodzi o niego? Prawda?
V: Ja nie mogę, naprawdę. - uroniłam łzę a ogier mnie czule przytulił.
E: Zapomnij o nim, nie był Ciebie wart...
V: Nie potrafię zapomnieć.
E: Kocham Cię Venus, naprawdę Cię kocham.
V: Wiem Eidan... wiem. - przytuliłam się do niego mocniej a ten zaczął mnie całować. - P...p...przestań... - wyszeptałam.
E: Jesteś taka słodka... niczego więcej nie pragnę jak Ciebie. - kiedy wyszeptał te słowa, nogi się pode mną ugięły a w brzuchu poczułam motyle... Czyżby to było zakochanie? A może tylko moje pragnienie? Oddałam się mu całkowicie, starałam się zapomnieć, starałam się udawać, że wszystko dobrze, starałam być szczęśliwa, lecz cały czas starałam się siebie okłamać... Czy da się okłamać samą siebie? W tej chwili poczułam się wolna, bez zmartwień, bez przeszłości. Liczyło się tylko tu i teraz, ten moment, ta chwila, chwila przyjemności i obcowania z ogierem, który był dla mnie tak delikatny i namiętny... w końcu położyliśmy się na trawie zdyszani. Położyłam łeb na jego kolanach i spojrzałam na niego a ten pocałował mnie a potem zaczął lizać. Wiedziałam, że to co zrobiłam było złe... dałam mu nadzieję.
V: Kocham Cię... - wyszeptałam. Czy powiedziałam to tylko dlatego, że było mi smutno? Że moja dusza potrzebowała ukojenia? Czy chciałam po prostu usłyszeć szczere "Kocham Cię", chociaż moje słowa wcale takie nie były? Spojrzałam na ogiera, w jego piękne brązowe oczy, które właśnie uroniły łzę a potem usłyszałam jego kojący głos.
E: Ja też Cię kocham, kocham Cię najmocniej na świecie. Przepraszam za to co się stało wcześniej, byłem zły, lecz nigdy nie potrafił bym Cię skrzywdzić i tego co kochasz. Cały czas o tobie myślałem, cały czas... teraz wiem, że dla tej chwili warto było czekać. Nawet nie wiesz przez co przechodziłem przez ten jakże bolesny rok. Proszę, chodź ze mną moja księżniczko.
V: Ale ja nie mogę...
E: Jak to? Przecież... - zobaczyłam te piękne... teraz załzawione oczy. Bolało mnie to, lecz nie chciałam, nie po to uciekłam, aby tam wrócić. A może potrzebowałam tylko czasu, żeby pomyśleć? Czy chcę z nim iść? Czy to coś więcej niż chwilowa zachcianka?
V: Boję się... Eidan. - również i w moich oczach pojawiły się łzy. Byłam taka skołowana, nie wiedziałam co mam robić.
E: Czego się boisz iskiereczko? - spojrzał na mnie z czułością, której właśnie pragnęłam. Mam 5 lat i nigdy nie zaznałam prawdziwej miłości. To był mój pierwszy raz... pierwszy a jakże cudowny.
V: Nie wiem... nie wiem czego chcę... przepraszam. - wstałam, spojrzałam na leżącego ogiera po czym odbiegłam z płaczem. Książę zastał mnie nad wodospadem, podszedł od tyłu i przejechał chrapami po moim ciele. Od zadu aż do łba a po chwili czule mnie przytulił.
E: Skoro chcesz tu zostać to zostań, ale ja będę czekał. - wyszeptał mi do ucha.
V: Pójdę...
E: Naprawdę?
V: Naprawdę. - potwierdziłam swoją odpowiedzieć.

piątek, 1 listopada 2013

Nowy Rok!

Dziś Nowy Rok!
To dzień w którym konie stają się starsze. Co rok zawsze jest impreza.
o godzinie 13:00 spotykamy się przy kamieniu Compromiss by pomodlić się za następny rok. 
O godzinie 16:00 Rozpoczynamy ucztę, potem tańce i śpiewy.
O godzinie 00:00 to na co wszystkie konie czekają: Fajerwerki! 
Jak zawsze przybędą do nas konie z zachodu! Uczestniczyli też z nami w Halloween.
DJ As
(Odpowiada za muzykę)

Tornado
(Dekorator)

Rosse

Baśka
(Odpowiada za napoje)

Gromeo
(Odpowiada za rozrywkę)

Revia



środa, 30 października 2013

Nowy Druid!

Powitajmy nowego druida! Axidon! To on będzie teraz odpowiedzialny za eliksiry. Mam nadzieję że wybrałam super odpowiedzialnego i aktywnego członka stada!
/Admin

poniedziałek, 28 października 2013

Nowy Kapłan!

Obejrzałam dzisiaj zapisy. Jedynym koniem który zapisał się na czas w stanowisku Kapłan była Renesme. Więc ona dostaję tą posadę! Powitajmy nowego kapłana! Lecz pod jednym warunkiem.
*Ma spełniać warunki kapłana, czyli odprawiać msze (Święto Sun), udzielać ślubów, pogrzebów!!
~Admin

Rassel

Może opowiem całą historię..
Pewnego dnia poznałem Insjae, córkę przywódcy. Za kochałem się w niej. Potem wyznałem jej co do niej czuje, byliśmy razem przez dłuższy czas. Ale potajemnie by jej ojciec się o tym nie dowiedział. Wtedy ktoś nas wydał. To na pewno Ratasi, bo był zazdrosny. Jej ojciec się wkurzył ponieważ nie chciał by jej ukochana córunia była z pospolitym ogierem, takim jak ja. On raczej chciał pięknego ogiera, czystej krwi szlachetnej. Księcia z wyższej szlachty. A nie mnie! Często z tego powodu dochodziło po między mną a nim do sporów, darował mi, bo inny dawno by mnie wygnał. Lecz pewnego dnia tak się zdenerwowałem że w afekcie wyssałem mu duszę. Gdy Insaja się o tym dowiedziała kazała mi spadać. Musiałem wybrać śmierć lub wygnanie .Wybrałem wygnanie, każdy by to zrobił. Po tym co zrobiłem Insaja nie chciała mnie znać. Żałowałem tego czynu ponieważ ją kochałem.. Nie wiem czy się jeszcze zakocham.. No chyba że stanie mi na drodze klacz ładniejsza i milsza od Insaii. Biegłem szlakiem lasów. Nie zastanawiając się co będzie dalej. Po prostu biegłem jak dziki mustang. Lecz w końcu przyuważyłem stado. Pewien koń mnie zauważył i z uśmiechem na twarzy podszedł do mnie.
D: Witaj. W czym ci pomóc?
Rs: Ah w niczym.- uśmiechnąłem się krzywo -Po prostu daj mi spokój!
D: Dobrze, dobrze.. Nie tak nerwowo mój panie!
Rs: Spadaj!
D: Że co?! Bo chyba się przesłyszałem!
Rs: Nie mam ochoty gadać! Spoko? No! Nara!
 D: Stań! I odwróć się jak do ciebie mówię!
Rs: Tak tato!- przewróciłem oczami
D: Pfy!
Rs: Jak masz zamiar pyfać, to co tu robisz wielki książe?
D: Ja tu jestem przywódcą! Ja władam tymi terenami! Więc jeżeli nie będziesz grzeczny, wyproszę cię.
Rs: Ta jasne. Śmieszno mi! Ty i ja? Ja za pomocą swoich oczu wyssę ci dusze w pięć sekund! A nawet mniej! Porażę cię prądem i będziesz kwiczał jak mała tłusta świnia!
D: Tak? Sam się prosisz!- ogier użył mocy
Rs: Co?! Co ty! Ała! Weź przestań debilu!
D: Przeproś! Ah tak! Za pewne nie znasz takiego słowa panie!
Wtedy do nas dołączyła jakaś piękna śnieżnobiała klacz.
R: Dev? Powiesz mi co tu się dzieje?
D: Ten koń nie zna zasad kultury! A za to dałem mu karę!
Rs: O hej piękności!- kurde! no ja kocham Insaje! Ale ta klacz jest.. Wygląda jak ona!
R: Yyy? Coś ty powiedział?- przekrzywiła łeb
Rs: Nic! Powiedz temu komuś żeby mnie puścił!
R: Dev.. Wieź mu tego nie rób.
D: Żeby mnie obrażał? Ma mnie przeprosić! I koniec!
Rs: OMG.. Pseprasam.- powiedział przesłodzonym głosikiem małego niesfornego źrebaka
D: Czego chcesz tu?
Rs: Nie mam stada? To ci wystarczy panie policjancie?
D: Możesz do nas dołączyć. Lecz pod jednym warunkiem.
Rs: Jakim?
D: Masz być miły dla stada! Kapiszi?
Rs: Tak.


sobota, 26 października 2013

Devellyn- Eliksir Beautiful

Chciałem zrobić niespodziankę mojej ukochanej Ellys, pobiegłem zebrać kosz soczystych jabłek. Pod nosem śpiewałem sobie piosenkę "Beautifull Diamonds". Jakoś tak ją wymyśliłem podczas tej ciągłej bieganiny. Przed mną rosło piękna rozłożysta jabłoń. O jabłkach tak czystych że można było uznać je jako lustro. Były dość duże i dojrzałe.
D: No teraz, do groty!
Przez przypadek wpadłem na królika.
T: Hej! Uważaj!
D: Przepraszam mój drogi.
T: Ha!- jego oczy za zieleniły się
D: Yyy? Wszystko dobrze?
T: No! A teraz spadaj!
D: Co?! Spadaj? To moje tereny.
T: Jasne! A ja to Święty Aniołek!
D: Musisz być taki oschły jak pień?
T: Tak! Bo na tym durnym świecie nie ma już szacunku do zwierząt!
D: Ja też jestem, zwierzęciem. Jakbyś nie zauważył, mały.- zachichotałem
T: Mały?! Ej! Bez takich staruchu!
D: Yyy.. Co? Bo chyba się przesłyszałem.
T: Czego?!
D: Weź się!- galopowałem dalej
T: Ej ty! Chodź!
D: Co?!
T: Kim ty..
D: Jesteś? Oh.. Częste pytanie.- zrobiłem minę znudzonej gwiazdy pop'u -Devellyn. I jestem przywódcą stada.
T: Devellyn? Haha! Imię dla lamusa!
D: Eh! Wiesz co malutki króliczku! Spadaj mi w podskokach na drzewo!- zaśmiałem się złośliwie
T: Ojej, ojej..- przewrócił oczami - Ja to Titamuss.
D: Aaa..
T: Jak już cię znam, a ty mnie.. Chodź nie chętnie chce mi się z tobą gadać..
D: To co? Bo ja też nie tryskam radością na twój widok.
T: Chodź za mną.- królik zaprowadził mnie do swojej dziury, z tego co mi wiadomo lubił przyżądzać mikstury -Witaj u mnie.
D: Wow..- zamarłem na widok prawie 100 różnych eliksirów na półce - Jesteś druidem?
T: Raczej znachorem.
D: Aha.
T: A wy macie "druida"?
D: Jeszcze nie.. Ma być głosowanie, bo są chętni.
T: Mam coś dla ciebie.- królik dał mi przepis na eliksir Beautifull
D: A to za co?
T: Tak! Byś się głupio pytał, wiesz? A teraz wynocha!
Wybiegłem z przepisem z groty. "Czemu ten głupi królik dał mi w prezencie przepis na eliksir? To przecież dziwne..." myślałem.
D: Cześć skarbie!
E: Dev? Hej!- pocałowała mnie w polik
D: Mam dla ciebie koszyk słodkich jabłuszek.- uśmiechnąłem się
E: Oh dziękuje.- uśmiechnęła się - Co tam masz?
D: A nic.. Tylko przepis na eliksir.
E: Eliksir? A co on robił?
D: Czekaj..- spojrzałem na listę -Zmienia maść konia.
E: Wow.. Super!
Eliksir Beautifull
1.Zmienia maść konia
2.Eliksiru można użyć raz na 1 rok
3. Użyć go mogą, konie które ukończył 2 rok życia!

środa, 23 października 2013

Devellyn- jesienne zbiory

Rozpoczęła się jesień! Czas zbiorów marchewek, rzep, jabłek i innych tego typu warzyw i owoców. Zbieramy je co rok. By potem przechować na zimę. Wszyscy zbierali. Podzieliliśmy się na grupy. Stella, Venus, Net, Afri idą zbierać jabłka i marchewki. Ja, Renesme, Axidon, Ellys idziemy zbierać rzepy i jarzyny. Potem jak zebraliśmy swoja działkę zabraliśmy się za resztę ogrodu. Resztę owoców i warzyw.
N: To tyle, nie Dev?
D: Tak, po resztę przyjdziemy jutro. Bo mamy już pełne koszyki owoców i warzyw.
S: Nie mogę się doczekać aż zabiorę się za te pyszności!- rozmarzyła się
R: A ja mam chrapkę na te soczyste marchewki.
D: Spokojnie, dzisiaj wyprawimy ucztę, upieczemy na ogniu ziemniaki. Zrobimy sałatkę warzywną. I wiele więcej pyszności! No przecież trzeba uczcić tegoroczne zbiory.
V: Masz całkowitą rację Dev.- uśmiechnęła się
Gdy doszliśmy do stada przygotowywaliśmy warzywa i owoce do uczty. Renesme robiła swoją wyśmienitą sałatkę z sosem marchewkowym i ziemniakami. Stella i Venus postanowiły że przygotują sałatkę owocową. Ja i Neptun przygotowywaliśmy stół. A reszta czyli Afri, Ellys i Axi wybierali te najładniejsze owoce i warzywa żeby potem zrobić z nich wyśmienity obiad!
Wtedy ktoś powiedział:
~~Venus~~
V: No! Starczy nam jedzenia na całą zimę! - zaśmiała się.
D: No na pewno. - uśmiechnął się.
E: Dobrze, chodźcie na imprezę. Wszystko już przygotowane.
D: Dobrze kochanie. - powiedział do klaczy. - A wy idziecie? - skierował wypowiedź do nas.
R: Pewnie. - ruszyła za nimi.
V: Dobrze kochanie. - zaśmiała się.
R: Haha! A ty co? Zazdrosna?
V: No oczywiście! Jak można nie lecieć na Alfę? - powiedziała ironicznie.
R: No, ależ oczywiście. - zachichotała.
Kiedy wszyscy byli już na miejscu, odbyła się uroczystość dotycząca jesiennych zbiorów. Devellyn wygłosił przemówienie a następnie odbyła się impreza.

wtorek, 22 października 2013

Historia Zaklętego Lasu!

Dawno, dawno temu kiedy na świecie jeszcze nie istniały konie po ziemi stąpały Moonlight i Sun, boskie konie. Żyły same. Ale kiedy Moon i Sun byli znudzeni  tym że byli sami, ponieważ nie mogli mieć źrebaka. Wtedy Moon wpadł na pewien pomysł. Wyrzeźbili z drewna posągi koni. Potem dali im moce. Lecz misja nie powiodła się ponieważ konie te były tak głupie że nie potrafiły niczego. Wtedy Moon i Sun dali im jeszcze kilka mocy, przede wszystkim mądrość. Po tym czynie konie mogły się rozmnażać i były tak mądre że zaczęły się zaludniać na terenach lasów. Moonlight i Sun byli z siebie dumni, w końcu po tylu staraniach stworzyli istoty żywe. Wszystkie konie zamieszkały w tym samym lesie, zamieszkiwały w grotach i żyli doskonale. Las był cudowny! Piękny i urodzajny! Lecz pewnego dnia konie były bardzo niebezpieczne, sam las też. Na tereny lasu dostały się demony. Żądne krwi demony. Wyniszczyły las i zabrali się za mieszkańców lasu. Wtedy w obronie koni i innych mieszkańców lasu stanęła Sun i Moon. Sun kazała Moon'owi by ją zabił ponieważ z jej ciała wyjdzie dusza która stworzy ochronę która obejmie cały las. Moon  z wielkim żalem wbił ukochane kołek w serce. Z jej ciała "wylazła" dusza która odstraszyła demony. Wtedy las został objęty ochroną, niewidzialną. Ale tylko istota z dobrym sercem może do niego wejść. Wtedy na pamiątkę tego wiekopomnego święta nazwano ten las "Zaklętym". Kilka dni później po śmierci Sun, Moon zmarł z tęsknoty za ukochaną. Wtedy zakończyła się historia bogów stąpających po ziemi.

czwartek, 17 października 2013

Luelle

Mój ojciec był królem. A ja miałam być księciem, ale wyszła księżniczą. Rodzice nie byli mną zachwyceni, ale mimo to pokochali mnie. Dwa lata później miała odbyć się moja koronacja i miałam wybrać sobie męża. Niestety do tego nie doszło, w dniu ceremonii mojego ojca porwała wataha wilków. Wiedzieliśmy, że ojciec już nie wróci. Panowała żałoba. Miałam tego dość i odeszłam od stada. Zostawiając matkę i przyszłego męża. Wędrowałam 2 lata. Miałam już dość samotności i postnowiłam znaleść je. Długo mi to nie zajęło. Po kolejnych dniach wędrówki spotkałam pewną klacz.
V: Witaj. Nazywam się Venus, ale mówią na mnie Ven.
L: Witam. Ja jestem Luelle. I poszukuje stada.
V: To już go szukać nie musisz. Chodź ze mną . - Pobiegłam za klaczą bez zastanownienia. Podbieglismy do jakiejś klaczy
V: Devellyn!
L: Witam. Jestem Luelle.
D: Witaj.
V: Devellyn, Luelle chciała by dołączyć do stada.
D: Jasne nie ma sprawy. - Klacze oprowadziły mnie po stadzie i zapoznały z jego członkami.

środa, 16 października 2013

Devellyn - Inne stado?

Akurat przebiegałem przez las przemyśleń gdy natknąłem się na Velvet.
D: Vel? Co ty tutaj robisz?
Vl: Co ty tutaj robisz? Przecież wież że mieszkam w lesie przemyśleń.
D: A no tak.. Przepraszam.
Vl: Muszę z tobą porozmawiać.- smoczyca wyszła z groty
D: Co? Słucham cię..
Vl: Tu kiedyś mieszkało inne stado. Wiesz w ogóle o tym? I wież że zostało połączone z innym stadem?
D: Nie..- zrobiłem wielkie oczy -A jakim stadzie?
Vl: Mglisty las.. Nie daleko. Chyba tam nie pójdziesz?
D: Nie.. A co się stało z tamtejszym stadem które zamieszkiwało te tereny?
Vl: Przenieśli się do Mglistego Lasu. Słyszałam od Rahima ich "maskotki" że Vendaval, były przywódca tych terenów nie żyje.
D: A dlaczego doszło do połączenia tych stad?
Vl: Może dlatego że przywódca tego stada Maximus, też nieżyjący, był bratem Ven'a.
D: Aha..- spuściłem łeb -Czyli mamy się wynieść?
Vl: Ależ nie! Zostańcie. Te stado już tu nie wróci.
D: A może ja do nich pójdę powiedzieć o tym że tu jestem ze stadem?
Vl: Nie sądzę, po co im to wiedzieć?
D: Może po to że potomkowie "Ven'a" tutaj przyjdą i się rozczarują że niby "ukradliśmy" im tereny.
Vl: Eh! Ty mnie w ogóle nie słuchasz! Gdyby to były ich tereny nie zastawiły by ich!
D: A dlaczego i ty się tam nie przeniosłaś?
Vl: Może dlatego że przywiązałam się do tego zaklętego lasu.. I tu zostanę. Więc zacznij się do mnie przyzwyczajać.- uśmiechnęła się
D: Vel?
Vl: Ehem?
D: Na pewno mam nie iść im no wiesz?
Vl: A po co? Oni już na pewno zapomnieli że istnieje coś takiego jak "zaklęty las".
D: Ale jak to się złożyło że nazwałem to stado tak samo jak poprzednik?
Vl: Hmm.. Bo to jest zaklęty las?
D: Wiem..- uśmiechnąłem się -Muszę już iść.. Do zobaczenia Vel!
Vl: Weź się naucz mówić do mnie Velvet. Szczerze, nie lubię jak ktoś mówi mi Vel.. A i jeszcze coś!
Zatrzymałem się.
D: Co?
Vl: Nie chwal się tym co ci powiedziałam przed chwilą.
D: O tym pełnym imieniu?- zachichotałem
Vl: Nie! O tym stadzie!
D: Aha, okey!

wtorek, 15 października 2013

Devellyn - Rozmowa

"Ale piękny dzień" spojrzałem w niebo po czym wstałem i zacząłem rozglądać się czy ktoś już wstał. Spotkałem Venus.
D: Hej Ven.
V: Witaj Dev.- powiedziała nadal się uśmiechając
D: Hmm.. Co porabiasz?
V: Widzisz, rozmawiam z tobą.- spojrzała w drugą stronę
D: Aha?- spojrzałem na klacz po czym zacząłem się śmiać
V: Z czego się śmiejesz?!
D: Nie nic. Tylko..
V: Tylko co?
D: Eh, nie ważne.- spojrzałem w kopyta -O czym pogadamy?
V: Wiesz co nie wiem.
D: Może gdzieś się przejdziemy?

~~Venus~~
V: Chętnie. - uśmiechnęła się.
D: No to gdzie chcesz iść?
V: Ty mnie zaprosiłeś, wiec prowadź. - zaśmiała się.
D: Panie maja pierwszeństwo.
V: Moze do Alei Mroku?
D: Co?! Ale?
V: No żartuje! - zaśmiała się i poszła przed siebie.
D: Ahh... te klacze. - przewrócił oczyma.
V: Słyszałam!
D: Oj tam, oj tam.
V: Chodźmy na łąkę, bo jestem trochę głodna.
D: W sumie to dobry pomysł, tez nic nie jadłem.
V: No to dobrze, chodź. - zarzucila grzywa.

~~Devellyn~~
D: Jestem już pełny.. Nie wiem jak ty.
V: No ja też. Maskara.
D; Idziemy nad lazurowy wodospad?
V: Dobra.
D: To chodźmy.
Podreptaliśmy nad lazurowy wodospad.
D: Już jesteśmy.
V: Pięknie tu jest.- klacz się rozmarzyła
D: A wiesz co jest jeszcze lepsze?- wrzuciłem klacz do wody -Widać jak wpadasz do wody.- zachichotałem
V: Dev!- spojrzała wrogo -Dopadnę cię!- Ven zaczęła pluskać na mnie wodą, ja stałem bez ruchu ponieważ jej pluski były marne lecz nagle tak się wkurzyła że tak na mnie plusnęła wodą że cały byłem za lany. Od kopyt do łba.
D: Ej!- wskoczyłem do wody i razem zaczęliśmy lanie się wodą, było super! Po godzinie zabawy wyszliśmy z wodospadu i rozmawialiśmy.
D: Była super! Wiesz.. Lubię cię.

~~Venus~~
V: Ja też Cię lubię! Mimo, że wepchnąłeś mnie do wody!
D: Oj tam, oj tam, ale było zabawnie.
V: Ależ oczywiście. - lekko uszczypnęła ogiera.
D: Ała! A to za co!
V: Za nic! Ganiasz!
D: Hahaha! Zaraz Cię złapię!
V: Chciałbyś! - nagle się potknęła i przewróciła a na nią Devellyn.
D: Emm... przepraszam. Nic Ci nie jest? - wstał i pomógł klaczy.
V: Ale ze mnie niezdara. - opuściła głowę. - Cała moja nauka poszła na marne.
D: Nie cała. Przecież pięknie się poruszasz.
V: Ta i upadam.
D: Upadasz równie pięknie. - zaśmiał się.
V: Haha! Oczywiście szanowny panie Alfo. - ukłoniła się.

~~Devellyn~~
D: Hahaha- zaśmiałem się- Tak, kultura wymaga nauki.
V: Jak najbardziej.- dumnie poruszyła grzywą
D: Za to cię uwielbiam.- zachichotałem po czym wskoczyłem do wody
V: Znowu woda?
D: Musiałem.
V: Dlaczego?
Plusnąłem wodą Venus po czym powiedziałem
D: Dlatego.- zachichotałem
V: Dev! Uspokój się!- wskoczyła do wody po czym zaczęła mnie gonić
D: Jesteś piękna jak się wściekasz!
V: Nie zaczynaj!
D: Oj tam, oj tam.- zachichotałem

~~Venus~~
V: Zaraz oberwiesz! - ochlapałam go wodą.
D: Ty też. - zaśmiał się i mi oddał.
V: Nie! Ja się tak nie bawię! - udawałam obrażoną.
D: Oj przestań. - pochlapał mnie jeszcze raz.
V: Pfy!
D: Wasza królewska mość.
V: No! Tak lepiej. - zaśmiała się.
D: Haha! Ależ oczywiście!
V: A masz! - pochlapałam go i szybko wyszłam z wody.
D: O ty! Myślisz, że Ci nie oddam?
V: Nie myślę, ja to wiem!
D: Skąd ta pewność siebie?
V: Bo mi nie oddasz jak mnie nie złapiesz! - pogalopowałam przed siebie.


~~Devellyn~~
D: Złapie, złapie!- zacząłem ostatkiem tchu gonić klacz
V: Nie dasz rady!- krzyknęła z daleka -Jesteś za wolny!
D: Wolny?! Haha! No chyba ty..- coraz szybciej poruszałem kopytami po czym przystanąłem -Okey! Tym razem wygrałaś..- złapałem powietrza
V: Hahaha! Mówiłam, nie dasz rady!
D: Jeszcze ci pokaże!- zachichotałem
V: No zobaczymy!- uśmiechnęła się
Wyszliśmy z wody i znowu zaczęliśmy rozmawiać. Śmiać się. I wiele innych.
D: Szybka jesteś.
V: Wiem.- zachichotała
D: Jestem do niczego..- zrobiłem smutną minkę
V: Czemu?
D: Bo dałem wygrać klaczy, temu..
V: Oj tam, oj tam.
D: A tak w ogóle to późno się robi. spojrzałem w niebo
V: Wow.. Ale nam dzień szybko minął.
D: No.- spojrzałem na klacz -Wracamy?
V: Tak. Chodźmy.
Wróciliśmy do stada.

poniedziałek, 14 października 2013

Devellyn - Las Spokoju

Dziś wstałem dosyć późno, zawsze wstawałem o świcie. Wstałem tak może dlatego że późno poszedłem spać. Ale to bez znaczenia.
V: Dev?- Ven stanęła w otworze groty
D: Hejka Venus.
V: Co tak późno dzisiaj?
D: No widzisz.- uśmiechnąłem się po czym wstałem -Idziemy nad łąkę?
V: Spoko. Lecz tak się składa że jestem już po śniadaniu, ale możemy iść.
Gdy byliśmy już na miejscu zacząłem skubać trawę a Ven poszła do Ami porozmawiać. Gdy już byłem pełny pogalopowałem w stronę lasu spokoju. Bolała mnie głowa, a las spokoju to jedyne ciche miejsce w stadzie, znaczy las przemyśleń też ale wolałem do lasu spokoju. Tam znalazłem wygodne miejsce i położyłem się. Obserwowałem ptaki, myślałem itp. Wtedy ktoś do mnie przemówił cichym głosem "Kim jesteś?". Ja odpowiedziałem "Devellyn przywódca stada z zaklętego lasu". Wtedy ukazała się postać lisa, nie takiego zwyczajnego był to magiczny lis posiadał on prawie wszystkie moce, chociaż był mały potrafił zabić intruza bez wysiłku.
P: Witam szanownego pana.- uśmiechnął się -Nazywam się Pazuzu. I pilnuje porządku w tym lesie. Dlatego mówią na ten las "spokojny".
D: Witaj, jestem Devellyn. Jak już mówiłem.- uśmiechnąłem się
P: Każdy do tego lasu może wejść ale proszę cię o ciszę i spokój.- odwrócił się -Tutaj często przychodzą opiekuni ze źrebiętami, tak?
D: No tak, a co?
P: Nie, nic. Bardzo lubię odwiedziny gości. Ale jeżeli będziesz zachowywał się karygodnie będę zmuszony wyeksmitować cię siłą, czy to jasne?
D: Jak słońce mój drogi.
Wtedy lis zniknął. Jakby rozpłynął się w mgle. Ja jeszcze trochę poleżałem w tym lesie aż w końcu po galopowałem do stada.

sobota, 12 października 2013

Axidon

Moje stado zostało zaatakowane, rodzice zmarli. Wiedziałem tylko, że siostra uciekła tak jak i ja.
Moje życie było koszmarem, ciągłe ucieczki i samotność. To było przytłaczające, ale w końcu udało znaleźć mi się jakieś stado. Podszedłem do jednej z klacz.
Ax: Przepra.. - nie dokończyłem. - Rene?!
R: O Boże.. Axi. To ty! - przytuliła mnie. - Nie myślałam, że Cię jeszcze kiedyś zobaczę.
Ax: Heh.. - westchnąłem.
R: Gdzie twoje stado? - uradowana spytała.
Ax: Nie mam stada.. - odrzekłem.
R: To może.. dołączysz tutaj?
Ax: Myhmm.. - uśmiechnąłem się łobuzersko do śnieżnobiałej klaczy, która właśnie przechodziła obok.
Renesme zaprowadziła mnie do ich przywódcy, a on pozwolił mi tu zostać.

piątek, 20 września 2013

Afrodyta

Moje dzieciństwo nie jest zbyt ciekawe więc opowiadać o nim nie będę. Powiem tylko że urodziłam się w stadzie, w którym przewodzili moi rodzice ,więc żyłam w pełnym luksusie. Moja mama nazywała się Merida, a tata Kalipso. Miałam też najlepszego przyjaciela - Neta (Neptuna).
Przyjaźniliśmy się bardzo blisko, dlatego Net mówił mi o wszystkim, a ja o wszystkim mówiłam jemu. Pewnego dnia mój ojciec wezwał do siebie Neta i powiedział:
OA: Chłopcze ,twoi rodzice zginęli...
N: Jak to ! To niemożliwe!
OA: A jednak
A: Och nie martw się Net, zajmiemy się tobą!
Powiedziałam. To podniosło go na duchu. Resztę popołudnia spędziliśmy na rozmowie. Kilka dni później po przebudzeniu chwiałam jak co dzień pobawić się z Netem, ale moja mama powiedziała:
MA: Nie Afrodyto, dziś nie ma zabawy, zostajesz tu; pod naszym drzewem.
A: Oj, mamo... ale...
MA: Żadnych ,,ale" nie wychodzisz i nie ma dyskusji
Zdziwiłam się. Nigdy jeszcze mama nie była wobec mnie tak stanowcza. Zawsze ulegała, jeśli trochę pojęczałam. Po chwili namysłu, już wiedziałam o co chodzi: Rodzice chcieli coś przede mną ukryć. Dlatego gdy do mamy przyszła znajoma, po cichu się wymknęłam. Próbowałam
odszukać Neta ale nigdzie go nie było, po chwili go zobaczyła. Zmierzał w stronę granicy terytorium stada. Sam. Szybko do niego pobiegłam i krzyknęłam :A:Net, Net, czekaj!
N: Afri!! Co ty tu robisz! Skąd wiesz!
A: Szukam cię! Czemu odchodzisz!? Już mnie nie lubisz!?
N:Oczywiście że lubię, Afri, ale mnie wygnali, nie mogę zostać...
A: Co? Naprawdę? Jeśli tak to odchodzę z tobą!
N: Och, Afri! Nie żartuj. Po co ?
A: Nie wiesz!? jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie przeżyje bez ciebie!
N: Zastanów się jeśli odejdziesz nie będziesz już mogła wrócić!
A: Tak, wiem ale ja chcę!
N: Jeśli na pewno to okej! Chodź!
I tak poszliśmy. Radziliśmy sobie bardzo dobrze i wcale nie brakowało nam stada. No może trochę ja za rodzicami ale szybko przestałam
I tak dorośliśmy. Byliśmy już duzi i Net został moim chłopakiem Ale że konie są zwierzętami stadnymi to trochę nam brakowało innych koni. Pewnego dnia dotarliśmy do tego stada i zostaliśmy.

środa, 18 września 2013

Neptun

No więc to było tak: Urodziłem się w stadzie koni w jakiejś (nie pamiętam jakiej) dolinie. Pierwsze 3 mies. spędziłem radośnie, z rodzicami. Moją najlepszą przyjaciółką była Afri (Afrodyta) bawiliśmy się codziennie . Jednak pewnego dnia moi rodzice...zginęli. Do dziś nie wiem jak to się stało. Rada stada postanowiła że wygnają mnie ze stada. No to co? Z płaczem ale musiałem odejść. Najbardziej żałowałem Afri, przecież odejście od stada oznaczało że już jej nie zobaczę! Postanowiłem jej nie mówić, bo by się popłakała, ale w głębi siebie tego żałowałem. Popatrzyłem jeszcze w stronę Afri, a potem powłócząc nogami, szedłem w stronę granicy terytorium stada.
Przeszedłem już trochę , gdy nagle usłyszałem wołanie:
A:Net, Net, czekaj!
N: Afri!! Co ty tu robisz! Skąd wiesz!
A: Szukam cię! Czemu odchodzisz!? Już mnie nie lubisz!?
N:Oczywiście że lubię, Afri, ale mnie wygnali, nie mogę zostać...
A: Co? Naprawdę? Jeśli tak to odchodzę z tobą!
N: Och, Afri! Nie żartuj. Po co ?
A: Nie wiesz!? jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie przeżyje bez ciebie!
N: Zastanów się jeśli odejdziesz nie będziesz już mogła wrócić!
A: Tak, wiem ale ja chcę!
N: Jeśli na pewno to okej! Chodź!
I tak poszliśmy. Radziliśmy sobie bardzo dobrze i wcale nie brakowało nam stada. No może Afri trochę za rodzicami ale to jej szybko przeszło.
I tak dorośliśmy. Byliśmy już duzi i Afri została moją dziewczyną. Ale że konie są zwierzętami stadnymi to trochę nam brakowało innych koni. Pewnego dnia dotarliśmy do tego stada i zostaliśmy.

poniedziałek, 16 września 2013

Comastose

Urodziłam się w stadzie z Błękitnych Mgieł. Miałam wszystko czego chciałam i pragnęłam, lecz nie byłam za bardzo rozpieszczana. Dorastałam w spokoju i pełni nauki. Uczono mnie wszystkiego, co się może przydać w życiu. Walki, znania się na ziołach, rozmawianie ze zwierzętami i roślinami itd. Rodzice dawali mi z resztą stada miary na szamana. Gdyż odwiedził nas kapłan stada i im to powiedział na osobności po krótkim teście, który mi dał. Teraz to stado jest mi zupełnie wrogie. Alfa po tym jak wykazałam się odwagą i determinacją w nauce chciał abym była jego partnerką. Nie zgodziłam się, gdyż go nie kochałam. Nalegał i nalegał. Denerwowało mnie to. Obserwując to rodzice byli zawiedzeni moim zachowaniem. Aż w końcu nasz alfa, z resztą miał na imię Savin De Hir, co w naszym języku oznacza konia, który jest strasznie uparty. Planował mnie zabić, aż mój przyjaciółka Keira (czyt. Kira) przypłaciła za to życiem by mnie ratować. Pomogła mi w ucieczce. Błąkałam się parę dni, może nawet i lat. Aż w końcu stanęłam na środku leśnej ścieżki. Coś zaszeleściło w krzakach. Nastawiłam uszy sztorcem i przyjęłam postawę wojownika.
C: Halo? Pokaż się! Nie boję się!
Z krzaków wyszedł dostojny kasztanowy ogier, który swą gracją mnie zauroczył.
D: Witaj, jestem Devellyn alfa Stada z Zaklętego Lasu.
C: Taa, miło mi jestem Comastose, w skrócie
Ami.- ukłoniłam się.
D: Szukasz stada?
C: Uhm.
D: Dołączysz? Jak na razie są 4 klacze, ale może się to wkrótce zmienić.- uśmiechnął się.
C: Jasne, czemuż nie?
I tak Dev przyjął mnie do stada i zaproponował spacer po terenach.

Ellys

Urodziłam się dwa lata temu, z matki sahary i ojca Varra.
Moja matka zmarła przy porodzie a ojca w ogóle nigdy nie poznałam.
Wychowywana przez jedyna ciotkę, wyszukałam jego imię w pewnych starych księgach.
''Zakazana miłość'' tak to nazywałam, no bo jak to połączyć królewska krew ze zwykłą pospolitą klaczą? Zawiedziona, wolą serca wyruszyłam na poszukiwanie ojca.
Gdy natrafiłam na stado ''Vicre''ojciec był umierający.
Opowiedział mi o wszystkim, także jak to było gdy został alfa dumnego stada.
nalegał bym została, ale nie mogłam. Wróciłam do ciotki i nigdy więcej go nie widziałam.
Kochałam moja ukochana ciocie, ale nie mogłam tu zostać.
Byłam żądna przygód dreszczyka adrenaliny w krwi.
Wyruszyłam w drogę,- by już więcej nie wrócić.

Teraz

Biegnę goniona przez rozsierdzone wilki, nie chce ich zabijać, nawet nie chce się zmienić w coś szybszego, np. geparda.
''Po co?''-pytam się w duchu.-''Nawet jeśli przeżyje będę sama, a to gorsze od śmierci.
Nagle wpadam w krzaki, a w krzakach ukryty tunel, wypadając na zalaną słońcem łąkę.
pasie się tam stado, jeden ogier i kilka klaczy.
Ogier,- najprawdopodobniej Alfa, podchodzi do mnie.
D:Witaj.-odzywa się melodyjnym głosem.-Jak cie zwą?
E:Nazywam się Ellys, Panie.-mowie.-Jestem podróżniczką, stąpającą samotnie po ziemi.
D:Szukasz stada?
E:Tak.-odpowiadam szczerze.
D:Witamy.-uśmiecha się i odchodzi na łąkę aja podreptuję za nim.

piątek, 13 września 2013

Stella

Po tym, jak wyrzucili mnie ze stada, postanowiłam coś zrobić ze swoją maścią. Przez kilka miesięcy opracowywałam recepturę eliksiru. Przez kolejne miesiące zbierałam składniki, a przez 2 tygodnie przygotowywałam wywar. Kiedy w końcu był gotowy, od razu go użyłam i zmieniłam się na śnieżnobiałą klacz. Jednak po kilku minutach po mojej przemianie usłyszałam tętent jakiegoś konia. Po chwili zza krzaków wyszedł jakiś ogier.
D: Witaj, jestem Devellyn.
S: A ja Stella. Co tutaj robisz? - uśmiechnęłam się pogodnie
D: Pozwól, że to ja zadam to pytanie, ponieważ to moje tereny.
S: Naprawdę? Upss, przepraszam - zaśmiałam się
D: Nic się nie stało. To nie są tylko moje tereny, ale mojego stada.
S: Och, dziękuję za zaproszenie do stada - zaśmieliśmy się
D: Ależ proszę bardzo.



czwartek, 12 września 2013

Renesme

Moje dawne stado zostało napadnięte, rodzice w swoich ostatnich minutach życia kazali mi uciekać. Posłuchałam ich i ruszyłam na północ. Po paro dniowej wędrówce poznałam parę koni.
Magnuma, Liliane oraz Hidey. Byli świetni, lecz musiałam zostawić Liliane oraz Hidey, bo nie mogły iść ze mną. Podobno były przeklęte.
Ale Magnum wyruszył ze mną zostawiając klacze same. Po miesiącu zmarł Magnum, powiedział że on także był przeklęty i oddalił się od tamtego miejsca tak daleko, że musiał umrzeć. Znalazłam to stado.
Mija już właściwie 2 lata odkąd rozstałam się z Hidey, Lilian oraz Magnuma, lecz dalej ich wspominam i tęsknie za nimi.

Venus

Żyłam w stadzie "Mismagius", gdzie miałam przyjaciela imieniem Monetto. Całe dzieciństwo spędziliśmy razem... może nie całe, ale większość. Rano budziłam się z wielkim uśmiechem na pyszczku, bo wiedziałam że Monte czeka na mnie w Mistycznym Lesie, żeby się ze mną bawić.
Pewnego dnia jak zwykle chciałam iść do mojego przyjaciela, lecz rodzice stanęli mi na drodze. Od tamtego czasu nie mogłam już przebywać z tarantowatym ogierem. Bardzo mnie to zabolało. Codziennie musiałam ćwiczyć sztuki walki a potem uczono mnie korzystania z moich mocy. Ponadto uczyłam się również dobrych manier, poprawiono mój chód, abym poruszała się z gracją. Wszystko we mnie zmienili, bowiem byłam księżniczką. Każdego dnia tęskniłam za chwilami spędzonymi z Monetto i marzyłam o tym, aby stąd uciec razem z nim.
Kiedy skończyłam 2 lata moi rodzice, Vent i Vectra oznajmili mi, że książę potężnego królestwa "Masmegas" ma zamiar mnie poślubić, tym samym łącząc dwa potężne stada w jedną całość. Książe Eidan był marzeniem każdej klaczy, inteligentny, dowcipny, szlachetny a przede wszystkim dobrze ustawiony. Byłam zrozpaczona tą wieścią, bowiem nie kochałam go. Podczas podróży do sąsiedniego królestwa, zaatakowały nas pantery, była to jedyna szansa na ucieczkę.
Błąkałam się po nieznanych mi terenach dość długo. Tego roku zima była wyjątkowo sroga. Padłam na pokrytą śniegiem ziemię, samotna i wycieńczona. "Czyli tak właśnie ma zakończyć się moje życie? Bez rodziny, dzieci i ukochanego? Ja chciałam tylko normalnie żyć..." - myślałam, patrząc się w błękitne niebo. Po chwili zamknęłam oczy i ...
Obudziłam się w tajemniczej grocie.
D: Witaj nieznajoma, jak Cię zwą?
V: Ven ... Venus. Gdzie ja jestem?
D: Jesteś już bezpieczna. Znalazłem Cię nieprzytomną na śniegu. Jestem Devellyn.
V: Dziękuję.
D: Skąd pochodzisz?
V: Z królestwa "Mismagius".
D: Słucham?
V: Nie wiesz nic o tym stadzie?
D: Ymm... a powinienem?
V: A ty masz stado?
D: Emm... powiedzmy. - zaśmiał się.
V: Hmm?
D: Oj no dobra! Nie mam stada, jestem tutaj sam. Chciałabyś może do mnie dołączyć? Wiesz... tak samemu to nudno jest.
V: Z wielką chęcią do Ciebie dołączę. - uśmiechnęła się.
D: No to super! A teraz odpoczywaj, przyniosę Ci coś do jedzenia. - ogier wyszedł z groty.
V: Dziękuję. - wyszeptałam i położyłam się spać.

poniedziałek, 9 września 2013

Devellyn

Gdy się urodziłem nikt nie chciał ze mną rozmawiać nawet moi rodzice traktowali mnie jak powietrze. A gdy się do nich zbliżałem oni odchodzili jakbym był chory na bardzo straszną chorobę. Miałem tego dosyć. Gdy konie i inne źrebaki spały w ciepłych grotach ja musiałem spać na dworze. Jadłem oddzielnie i wszystko robiłem oddzielnie. Aż przywódca podszedł i kazał mi się wynosić. I tak zrobiłem. Błąkałem się samotnie aż natknąłem się na las. Piękny las. Zamieszkałem w nim. Postanowiłem założyć w nim stado. Ciężko było samemu ale ma się przynajmniej satysfakcje z życia. "Będzie dobrze"- tłumaczyłem sobie