piątek, 20 września 2013

Afrodyta

Moje dzieciństwo nie jest zbyt ciekawe więc opowiadać o nim nie będę. Powiem tylko że urodziłam się w stadzie, w którym przewodzili moi rodzice ,więc żyłam w pełnym luksusie. Moja mama nazywała się Merida, a tata Kalipso. Miałam też najlepszego przyjaciela - Neta (Neptuna).
Przyjaźniliśmy się bardzo blisko, dlatego Net mówił mi o wszystkim, a ja o wszystkim mówiłam jemu. Pewnego dnia mój ojciec wezwał do siebie Neta i powiedział:
OA: Chłopcze ,twoi rodzice zginęli...
N: Jak to ! To niemożliwe!
OA: A jednak
A: Och nie martw się Net, zajmiemy się tobą!
Powiedziałam. To podniosło go na duchu. Resztę popołudnia spędziliśmy na rozmowie. Kilka dni później po przebudzeniu chwiałam jak co dzień pobawić się z Netem, ale moja mama powiedziała:
MA: Nie Afrodyto, dziś nie ma zabawy, zostajesz tu; pod naszym drzewem.
A: Oj, mamo... ale...
MA: Żadnych ,,ale" nie wychodzisz i nie ma dyskusji
Zdziwiłam się. Nigdy jeszcze mama nie była wobec mnie tak stanowcza. Zawsze ulegała, jeśli trochę pojęczałam. Po chwili namysłu, już wiedziałam o co chodzi: Rodzice chcieli coś przede mną ukryć. Dlatego gdy do mamy przyszła znajoma, po cichu się wymknęłam. Próbowałam
odszukać Neta ale nigdzie go nie było, po chwili go zobaczyła. Zmierzał w stronę granicy terytorium stada. Sam. Szybko do niego pobiegłam i krzyknęłam :A:Net, Net, czekaj!
N: Afri!! Co ty tu robisz! Skąd wiesz!
A: Szukam cię! Czemu odchodzisz!? Już mnie nie lubisz!?
N:Oczywiście że lubię, Afri, ale mnie wygnali, nie mogę zostać...
A: Co? Naprawdę? Jeśli tak to odchodzę z tobą!
N: Och, Afri! Nie żartuj. Po co ?
A: Nie wiesz!? jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie przeżyje bez ciebie!
N: Zastanów się jeśli odejdziesz nie będziesz już mogła wrócić!
A: Tak, wiem ale ja chcę!
N: Jeśli na pewno to okej! Chodź!
I tak poszliśmy. Radziliśmy sobie bardzo dobrze i wcale nie brakowało nam stada. No może trochę ja za rodzicami ale szybko przestałam
I tak dorośliśmy. Byliśmy już duzi i Net został moim chłopakiem Ale że konie są zwierzętami stadnymi to trochę nam brakowało innych koni. Pewnego dnia dotarliśmy do tego stada i zostaliśmy.

środa, 18 września 2013

Neptun

No więc to było tak: Urodziłem się w stadzie koni w jakiejś (nie pamiętam jakiej) dolinie. Pierwsze 3 mies. spędziłem radośnie, z rodzicami. Moją najlepszą przyjaciółką była Afri (Afrodyta) bawiliśmy się codziennie . Jednak pewnego dnia moi rodzice...zginęli. Do dziś nie wiem jak to się stało. Rada stada postanowiła że wygnają mnie ze stada. No to co? Z płaczem ale musiałem odejść. Najbardziej żałowałem Afri, przecież odejście od stada oznaczało że już jej nie zobaczę! Postanowiłem jej nie mówić, bo by się popłakała, ale w głębi siebie tego żałowałem. Popatrzyłem jeszcze w stronę Afri, a potem powłócząc nogami, szedłem w stronę granicy terytorium stada.
Przeszedłem już trochę , gdy nagle usłyszałem wołanie:
A:Net, Net, czekaj!
N: Afri!! Co ty tu robisz! Skąd wiesz!
A: Szukam cię! Czemu odchodzisz!? Już mnie nie lubisz!?
N:Oczywiście że lubię, Afri, ale mnie wygnali, nie mogę zostać...
A: Co? Naprawdę? Jeśli tak to odchodzę z tobą!
N: Och, Afri! Nie żartuj. Po co ?
A: Nie wiesz!? jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie przeżyje bez ciebie!
N: Zastanów się jeśli odejdziesz nie będziesz już mogła wrócić!
A: Tak, wiem ale ja chcę!
N: Jeśli na pewno to okej! Chodź!
I tak poszliśmy. Radziliśmy sobie bardzo dobrze i wcale nie brakowało nam stada. No może Afri trochę za rodzicami ale to jej szybko przeszło.
I tak dorośliśmy. Byliśmy już duzi i Afri została moją dziewczyną. Ale że konie są zwierzętami stadnymi to trochę nam brakowało innych koni. Pewnego dnia dotarliśmy do tego stada i zostaliśmy.

poniedziałek, 16 września 2013

Comastose

Urodziłam się w stadzie z Błękitnych Mgieł. Miałam wszystko czego chciałam i pragnęłam, lecz nie byłam za bardzo rozpieszczana. Dorastałam w spokoju i pełni nauki. Uczono mnie wszystkiego, co się może przydać w życiu. Walki, znania się na ziołach, rozmawianie ze zwierzętami i roślinami itd. Rodzice dawali mi z resztą stada miary na szamana. Gdyż odwiedził nas kapłan stada i im to powiedział na osobności po krótkim teście, który mi dał. Teraz to stado jest mi zupełnie wrogie. Alfa po tym jak wykazałam się odwagą i determinacją w nauce chciał abym była jego partnerką. Nie zgodziłam się, gdyż go nie kochałam. Nalegał i nalegał. Denerwowało mnie to. Obserwując to rodzice byli zawiedzeni moim zachowaniem. Aż w końcu nasz alfa, z resztą miał na imię Savin De Hir, co w naszym języku oznacza konia, który jest strasznie uparty. Planował mnie zabić, aż mój przyjaciółka Keira (czyt. Kira) przypłaciła za to życiem by mnie ratować. Pomogła mi w ucieczce. Błąkałam się parę dni, może nawet i lat. Aż w końcu stanęłam na środku leśnej ścieżki. Coś zaszeleściło w krzakach. Nastawiłam uszy sztorcem i przyjęłam postawę wojownika.
C: Halo? Pokaż się! Nie boję się!
Z krzaków wyszedł dostojny kasztanowy ogier, który swą gracją mnie zauroczył.
D: Witaj, jestem Devellyn alfa Stada z Zaklętego Lasu.
C: Taa, miło mi jestem Comastose, w skrócie
Ami.- ukłoniłam się.
D: Szukasz stada?
C: Uhm.
D: Dołączysz? Jak na razie są 4 klacze, ale może się to wkrótce zmienić.- uśmiechnął się.
C: Jasne, czemuż nie?
I tak Dev przyjął mnie do stada i zaproponował spacer po terenach.

Ellys

Urodziłam się dwa lata temu, z matki sahary i ojca Varra.
Moja matka zmarła przy porodzie a ojca w ogóle nigdy nie poznałam.
Wychowywana przez jedyna ciotkę, wyszukałam jego imię w pewnych starych księgach.
''Zakazana miłość'' tak to nazywałam, no bo jak to połączyć królewska krew ze zwykłą pospolitą klaczą? Zawiedziona, wolą serca wyruszyłam na poszukiwanie ojca.
Gdy natrafiłam na stado ''Vicre''ojciec był umierający.
Opowiedział mi o wszystkim, także jak to było gdy został alfa dumnego stada.
nalegał bym została, ale nie mogłam. Wróciłam do ciotki i nigdy więcej go nie widziałam.
Kochałam moja ukochana ciocie, ale nie mogłam tu zostać.
Byłam żądna przygód dreszczyka adrenaliny w krwi.
Wyruszyłam w drogę,- by już więcej nie wrócić.

Teraz

Biegnę goniona przez rozsierdzone wilki, nie chce ich zabijać, nawet nie chce się zmienić w coś szybszego, np. geparda.
''Po co?''-pytam się w duchu.-''Nawet jeśli przeżyje będę sama, a to gorsze od śmierci.
Nagle wpadam w krzaki, a w krzakach ukryty tunel, wypadając na zalaną słońcem łąkę.
pasie się tam stado, jeden ogier i kilka klaczy.
Ogier,- najprawdopodobniej Alfa, podchodzi do mnie.
D:Witaj.-odzywa się melodyjnym głosem.-Jak cie zwą?
E:Nazywam się Ellys, Panie.-mowie.-Jestem podróżniczką, stąpającą samotnie po ziemi.
D:Szukasz stada?
E:Tak.-odpowiadam szczerze.
D:Witamy.-uśmiecha się i odchodzi na łąkę aja podreptuję za nim.

piątek, 13 września 2013

Stella

Po tym, jak wyrzucili mnie ze stada, postanowiłam coś zrobić ze swoją maścią. Przez kilka miesięcy opracowywałam recepturę eliksiru. Przez kolejne miesiące zbierałam składniki, a przez 2 tygodnie przygotowywałam wywar. Kiedy w końcu był gotowy, od razu go użyłam i zmieniłam się na śnieżnobiałą klacz. Jednak po kilku minutach po mojej przemianie usłyszałam tętent jakiegoś konia. Po chwili zza krzaków wyszedł jakiś ogier.
D: Witaj, jestem Devellyn.
S: A ja Stella. Co tutaj robisz? - uśmiechnęłam się pogodnie
D: Pozwól, że to ja zadam to pytanie, ponieważ to moje tereny.
S: Naprawdę? Upss, przepraszam - zaśmiałam się
D: Nic się nie stało. To nie są tylko moje tereny, ale mojego stada.
S: Och, dziękuję za zaproszenie do stada - zaśmieliśmy się
D: Ależ proszę bardzo.



czwartek, 12 września 2013

Renesme

Moje dawne stado zostało napadnięte, rodzice w swoich ostatnich minutach życia kazali mi uciekać. Posłuchałam ich i ruszyłam na północ. Po paro dniowej wędrówce poznałam parę koni.
Magnuma, Liliane oraz Hidey. Byli świetni, lecz musiałam zostawić Liliane oraz Hidey, bo nie mogły iść ze mną. Podobno były przeklęte.
Ale Magnum wyruszył ze mną zostawiając klacze same. Po miesiącu zmarł Magnum, powiedział że on także był przeklęty i oddalił się od tamtego miejsca tak daleko, że musiał umrzeć. Znalazłam to stado.
Mija już właściwie 2 lata odkąd rozstałam się z Hidey, Lilian oraz Magnuma, lecz dalej ich wspominam i tęsknie za nimi.

Venus

Żyłam w stadzie "Mismagius", gdzie miałam przyjaciela imieniem Monetto. Całe dzieciństwo spędziliśmy razem... może nie całe, ale większość. Rano budziłam się z wielkim uśmiechem na pyszczku, bo wiedziałam że Monte czeka na mnie w Mistycznym Lesie, żeby się ze mną bawić.
Pewnego dnia jak zwykle chciałam iść do mojego przyjaciela, lecz rodzice stanęli mi na drodze. Od tamtego czasu nie mogłam już przebywać z tarantowatym ogierem. Bardzo mnie to zabolało. Codziennie musiałam ćwiczyć sztuki walki a potem uczono mnie korzystania z moich mocy. Ponadto uczyłam się również dobrych manier, poprawiono mój chód, abym poruszała się z gracją. Wszystko we mnie zmienili, bowiem byłam księżniczką. Każdego dnia tęskniłam za chwilami spędzonymi z Monetto i marzyłam o tym, aby stąd uciec razem z nim.
Kiedy skończyłam 2 lata moi rodzice, Vent i Vectra oznajmili mi, że książę potężnego królestwa "Masmegas" ma zamiar mnie poślubić, tym samym łącząc dwa potężne stada w jedną całość. Książe Eidan był marzeniem każdej klaczy, inteligentny, dowcipny, szlachetny a przede wszystkim dobrze ustawiony. Byłam zrozpaczona tą wieścią, bowiem nie kochałam go. Podczas podróży do sąsiedniego królestwa, zaatakowały nas pantery, była to jedyna szansa na ucieczkę.
Błąkałam się po nieznanych mi terenach dość długo. Tego roku zima była wyjątkowo sroga. Padłam na pokrytą śniegiem ziemię, samotna i wycieńczona. "Czyli tak właśnie ma zakończyć się moje życie? Bez rodziny, dzieci i ukochanego? Ja chciałam tylko normalnie żyć..." - myślałam, patrząc się w błękitne niebo. Po chwili zamknęłam oczy i ...
Obudziłam się w tajemniczej grocie.
D: Witaj nieznajoma, jak Cię zwą?
V: Ven ... Venus. Gdzie ja jestem?
D: Jesteś już bezpieczna. Znalazłem Cię nieprzytomną na śniegu. Jestem Devellyn.
V: Dziękuję.
D: Skąd pochodzisz?
V: Z królestwa "Mismagius".
D: Słucham?
V: Nie wiesz nic o tym stadzie?
D: Ymm... a powinienem?
V: A ty masz stado?
D: Emm... powiedzmy. - zaśmiał się.
V: Hmm?
D: Oj no dobra! Nie mam stada, jestem tutaj sam. Chciałabyś może do mnie dołączyć? Wiesz... tak samemu to nudno jest.
V: Z wielką chęcią do Ciebie dołączę. - uśmiechnęła się.
D: No to super! A teraz odpoczywaj, przyniosę Ci coś do jedzenia. - ogier wyszedł z groty.
V: Dziękuję. - wyszeptałam i położyłam się spać.

poniedziałek, 9 września 2013

Devellyn

Gdy się urodziłem nikt nie chciał ze mną rozmawiać nawet moi rodzice traktowali mnie jak powietrze. A gdy się do nich zbliżałem oni odchodzili jakbym był chory na bardzo straszną chorobę. Miałem tego dosyć. Gdy konie i inne źrebaki spały w ciepłych grotach ja musiałem spać na dworze. Jadłem oddzielnie i wszystko robiłem oddzielnie. Aż przywódca podszedł i kazał mi się wynosić. I tak zrobiłem. Błąkałem się samotnie aż natknąłem się na las. Piękny las. Zamieszkałem w nim. Postanowiłem założyć w nim stado. Ciężko było samemu ale ma się przynajmniej satysfakcje z życia. "Będzie dobrze"- tłumaczyłem sobie